Obniżki stóp procentowych w Polsce mogą być katalizatorem dla Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie (GPW), ale będzie to "rozgrywane" raczej w następnym roku. Póki co na warszawskiej giełdzie nie ma w zasadzie spółek, które mogą "chwytać za serce" inwestorów zagranicznych, ocenił w rozmowie z ISBnews starszy zarządzający funduszami VIG/C-Quadrat TFI Marek Kaźmierczak. W jego opinii cykliczną perełką z GPW jest KGHM, a jedynym emitentem, który "jakoś wpisuje się" w to, co dzieje się w USA, jest Creotech z branży kosmicznej.
"Jeżeli mówimy o perspektywach krajowej giełdy, krajowego rynku akcji, to dostrzegamy jedną perełkę - KGHM. Jest on beneficjentem obecnej sytuacji na rynku surowców. To podmiot, będący jednym z liderów w swojej branży, choć nie jest najbardziej jakościowym tematem. Dlatego jego zachowanie może być nieco słabsze, ale nadal pozostaje najlepszą spółką, jaką mieliśmy na naszej giełdzie w ciągu ostatniego półtora miesiąca. Poza KGHM nie mamy na giełdzie spółek z sektora surowcowego, które znajdowałyby się w trendzie wzrostowym. Węgiel natomiast podąża obecnie zupełnie inną trajektorią" - powiedział ISBnews Kaźmierczak.
Wskazał, że AI "ciągnęło" rynki w ostatnich miesiącach, a na polskiej giełdzie nie mamy nawet jednego przedstawiciela tego trendu.
"Jedyną spółką z GPW, która w jakikolwiek sposób wpisuje się w te specyficzne, tematyczne historie, jakie obserwujemy obecnie w USA, jest Creotech z branży kosmicznej. I na tym w zasadzie można by zakończyć całą tę dywagację. Oczekiwania wobec polskiego rynku powinniśmy budować w oparciu o to, co zagraniczny inwestor mógłby pomyśleć o Polsce w perspektywie najbliższych 12-24 miesięcy. Z tej perspektywy widać, że właściwie nie mamy na GPW spółek, które mogłyby dziś naprawdę przyciągnąć uwagę takiego inwestora. Te, które już przyniosły solidne zyski - jak banki, które w ostatnich trzech latach dały zarobić około 300% - mają dziś zadowolonych akcjonariuszy, a więc być może nie ma już powodu, by inwestorzy szukali w nich okazji na taką skalę, jak rok, dwa czy trzy lata temu. Wyceny polskich spółek być może wciąż pozostają niższe niż w Europie, a na pewno niższe niż w Stanach Zjednoczonych. Jednak to zupełnie inna historia rynku akcji - bardziej cykliczna, bo takie właśnie spółki dominują na GPW" - dodał zarządzający.
Wskazał, że banki są po korekcie związanej z perspektywą podatku bankowego.
"Rynek się dostosował, a pewne oczekiwania zostały zresetowane. Jednocześnie obserwujemy dalsze obniżki stóp procentowych, więc musimy liczyć na to, że koniunktura gospodarcza będzie się poprawiać w warunkach niższych stóp. To może stanowić pewien katalizator, jednak najprawdopodobniej zostanie on rozegrany dopiero w kolejnym roku" - ocenił Kaźmierczak.
Jego zdaniem na GPW do końca roku może nie wydarzyć się "nic znaczącego", zwłaszcza że nadal indeksy są 30% na plusie.
"Wydaje się, że obecnie szukamy katalizatorów na kolejne 12-24 miesiące, ale jest to trudniejsze niż w ostatnich dwóch czy trzech latach, by znaleźć coś naprawdę wyjątkowego. W efekcie stopy zwrotu prawdopodobnie będą bardziej znormalizowane.W przypadku ewentualnych korekt na rynkach światowych nasze spadki mogą być mniejsze, ponieważ wyceny krajowych spółek są nominalnie niższe. Jesteśmy więc nieco mniej wrażliwi na globalne zawirowania - nasz rynek nie jest tak rozgrzany jak amerykański, zarówno pod względem oczekiwań, jak i wycen. Nie mamy też takich spółek jak w Europie Zachodniej. Polskie przedsiębiorstwa podążają własną ścieżką, a ich notowania w dużej mierze zależą od tego, jak jesteśmy postrzegani przez inwestorów zagranicznych - w kontekście ich portfeli i rynków" - wymienił zarządzający.
Przypomniał, że na początku roku GPW korzystała na tym, że był bardzo duży, negatywny feedback na temat Chin.
"Inwestorzy starają się unikać rynków, w których mogą pojawiać się ryzyka gospodarcze. Jednak w momencie, gdy zmieniła się narracja i nastąpił powrót zainteresowania chińskimi spółkami technologicznymi - zwłaszcza tymi, które robią coś interesującego w obszarze sztucznej inteligencji - dobra passa polskiej giełdy się skończyła. Chiny stanowią nawet do 70% udziału w tych koszykach, więc siłą rzeczy przejęły uwagę inwestorów, odciągając ją od innych rynków wschodzących. Z tego punktu widzenia oceniamy po prostu, czy polski rynek jest dla inwestorów zagranicznych atrakcyjny, czy też nie. Na naszym rynku jest zbyt mało krajowego kapitału, by mógł on w istotny sposób wpływać na notowania. W praktyce jesteśmy więc odbiorcą tego, co robią inwestorzy zagraniczni" - podsumował Kaźmierczak.
Sebastian Gawłowski
(ISBnews)