Weekend przyniósł serię publikacji makroekonomicznych z Chin. Obraz jaki się z nich wyłania wprawdzie nie straszy, ale też nie może napawać szczególnym optymizmem. Pierwsze dwa miesiące roku wypadają dość blado. Zwłaszcza w produkcji i sprzedaży.
W okresie styczeń-luty 2013 roku produkcja przemysłowa w Państwie Środka wzrosła o 9,9% w stosunku do analogicznego okresu 2012 roku. To nie tylko wynik poniżej rynkowego konsensusu, który kształtował się na poziomie 10,5% R/R, ale też najgorszy początek roku od 2009 roku.
Jeszcze gorzej wypadła sprzedaż detaliczna. Roczna dynamika sprzedaży ukształtowała się w pierwszych dwóch miesiącach roku na poziomie 12,3%, podczas gdy oczekiwano wzrostu na poziomie 15%. Tak słabej dynamiki sprzedaży Chiny nie notowały od 2004 roku.
W tym miejscu należy się słowo wyjaśnienia odnośnie metodologii podawania obu wskaźników. Otóż brane są pod uwagę okresy dwumiesięczne z uwagi na przypadający na przełomie stycznia i lutego Nowy Rok Księżycowy. Święto to nie ma jednej ustalonej daty, przez co istotnie zafałszowywałoby dane dla poszczególnych miesięcy.
Dobrą informacją nie jest też wyższa od prognoz lutowa inflacja konsumencka (CPI) w Chinach. Przyspieszyła ona do 3,2% w relacji rocznej z 2% odnotowanych w styczniu. Rynkowe prognozy zawierały się w przedziale od 2,3% do 3,3% R/R, przy medianie na poziomie 3% R/R.
Opublikowane dane z Chin wpisują się w rządową prognozę wzrostu gospodarczego w tym roku na poziomie 7,5%, po tym jak w 2012 roku Produkt Krajowy Brutto (PKB) wzrósł o 7,8%, notując najgorszy wynik od 13 lat. Pozytywne zaskoczenie będzie możliwe tylko wówczas, gdy nowym chińskim władzom uda się dostatecznie pobudzić popyt wewnętrzny. Trzeba mieć jednak wówczas świadomość, że kosztem będzie wyższa inflacja niż zakładane przez rząd 3,5% w 2013 roku.