Zaczął się nowy rok fiskalny w USA, a Kongres nie uchwalił budżetu – rynki szacowały ryzyko tego wydarzenia od kilku sesji, zatem nie należy spodziewać się gwałtownej reakcji.
Przeciwnie – ponieważ stało się to, co rynki dyskontowały, nie można wykluczyć, że w myśl zasady „kupuj plotki, sprzedaj fakty” zobaczymy dziś przynajmniej próbę odbicia, wspieraną być może przez dane makro. W pierwszej kolejności liczyć się będą odczyty indeksów PMI dla sektora przemysłu, które powinny utrzymać się w Europie powyżej 50, a więc granicy oznaczającej wzrost.
Poniedziałkowe notowania dały dobre podłoże do ewentualnej korekty, ponieważ spadki były wyraziste – DAX stracił 0,8 proc., CAC40 1 proc., a FTSE 0,1 proc. (londyński indeks był za to słabszy na wcześniejszych sesjach). Również na Wall Street przewaga sprzedających (siedem spadkowych sesji z kolei) nie podlegała dyskusji – S&P stracił 0,6 proc. w poniedziałek.
W Azji nastroje także nie są najlepsze, wyjąwszy giełdę w Tokio, gdzie Nikkei zyskał 0,2 proc. dziś rano, po tym jak Tankan – indeks mierzący nastroje lokalnych przedsiębiorców wzrósł do 12 pkt (z 3 w czerwcu) – to jest najwyższego poziomu od upadku Lehman Bros. pięć lat temu. Pomóc miała także deklaracja premiera Japonii, który zapowiedział wzrost podatku od sprzedaży z 5 do 8 proc. Od kwietnia przyszłego roku. Czynnikiem wspomagającym rynki miało tu być zdjęcie niepewności (inwestorzy spodziewali się tej decyzji, nie wiedzieli tylko o ile wzrośnie podatek).
Idąc podobnym tropem możemy oczekiwać odbicia w Europie i w USA – pewna część niepewności została zdjęta. Ale też nie można przesądzić, że faktycznie do odbicia dojdzie, bo gra toczy się o zbyt poważną stawkę. Dziś przymusowe urlopy rozpoczyna 800 tys. Amerykanów, w tym na tyle duża część Ministerstwa Pracy, że w piątek dane z rynku pracy mogą nie zostać przygotowane i opublikowane. Jednak najwyższa stawka to 17 października. Jeśli do tego czasu nie zostanie uchwalony budżet i nowy limit zadłużenia, USA staną się bankrutem.
Emil Szweda, Open Finance