Rynek z początku zareagował na sondaże Sky wskazujące na to, że wyniki Bersaniego mogą być na tyle dobre, aby jego centrolewica miała przewagę wystarczającą do samodzielnych rządów nie tylko w niższej izbie parlamentu, ale być może także w Senacie (tzn. bez konieczności tworzenia koalicji z Montim).
Włoskie obligacje wystrzeliły w górę, a w pewnym momencie, niedługo po pojawieniu się tej wiadomości, spread do obligacji Bund był o ponad 25 punktów bazowych większy w porównaniu z wczorajszym poziomem zamknięcia. Gdy podano te wiadomości, rynek z początku podbił kurs euro, być może w przekonaniu, że wynik jest dla niego pozytywny - gdyż jest pozytywny z punktu widzenia „stabilności UE”. Ale spójrzmy na długoterminowe konsekwencje tego zwycięstwa. Bersani ma poglądy lewicowe i jest nastawiony daleko mniej eurosceptycznie niż Berlusconi. Tak, uniknięcie antyunijnego cyrku Berlusconiego to dla stabilności perspektywa bardziej zachęcająca, ale zwycięstwo Bersaniego jest również o wiele lepsze ogólnie dla dobrych relacji z UE. Tak więc rynki Bund i BTP zdecydowanie dobrze to interpretują, tzn. zwycięstwo Bersaniego sprzyja handlowaniu „pod konwergencję z UE”. Ponadto dzięki zwycięstwu Bersaniego być może Włochy lub koalicja krajów peryferyjnych UE miałyby drogę otwartą, by domagać się od UE porzucenia haseł oszczędności i dyscypliny; mogłoby to też sprzyjać otwarciu podwojów dla pieniędzy drukowanych przez EBC w zamian za powolniejsze reformy na rynku pracy i w innych dziedzinach. Jeśli Niemcy i reszta rdzenia Unii (w tej kwestii Francja do niego NIE należy i mogłaby poprowadzić taką koalicję z prośbą o pomoc/pieniądze z OMT) będą zmuszeni ustąpić, będziemy świadkami potężnej ekspansji bilansu EBC poprzez mechanizm OMT.
W takiej sytuacji euro dogoni pozostałe waluty z grupy G4 w tak zwanych „wojnach walutowych”.
Nie mam pojęcia, czy i kiedy rynek może sobie zdać z tego sprawę i nawet nie wiemy na pewno, jakie będą ostateczne wyniki tych wyborów; ale nie mam pojęcia, w jaki sposób można wycisnąć coś więcej ze zwyżki euro na fali haseł „redukcji unijnego ryzyka w ogonie rozkładu” czy "zmniejszenia bilansu EBC", o ile politycy UE nie popełnią jakichś naprawdę szokujących błędów albo rdzeń UE nie będzie chciał ustąpić – a w takim przypadku wracamy znów do ryzyka systemowego.
Oczywiście przed nami jeszcze jutrzejsze zeznania Bernankego, więc nie traćmy tutaj głów. Jeśli rynek nadal będzie chciał świętować stabilność UE, a Bernanke okaże się bardziej „gołębi”, niż się tego spodziewa rynek, być może wrócimy do przedziału 1,3400-1,3600, ale moim zdaniem mocne wyniki dla Bersaniego niekoniecznie oznaczają spadki euro, wyjąwszy „cukrowy high” w pierwszym momencie. A to dlatego, że w warunkach status quo dla peryferiów UE nie ma dalszej drogi.
John J. Hardy
Główny Ekonomista Saxo Bank