„Decyzja Bank of England eliminuje ryzyko bańki na rynku nieruchomości” – poinformowały nas czwartkowe komunikaty, mówiące o zmianach w programie Funding for Lending Schemes (FLS). Wycena spółek budowlanych na londyńskim parkiecie drastycznie spadła. Ważniejsze jednak od zaistnienia korekty jest to, w jaki sposób zostanie ona odczytana.
Czwartkowa decyzja brytyjskiego banku centralnego kosztowała firmy budowlane okrągły miliard funtów – o tyle zostały przecenione ich akcje w stosunku do poziomów z środowego zamknięcia. Barratt Developments, największy wolumenowo podmiot na rynku, zanotował spadek w wysokości 9.6%. Jak poinformował BoE, wygaszanie programu podyktowane jest coraz wyższą ceną nieruchomości. Prognozy wskazują, że w 2014 roku wzrost wyniesie kolejne 4%. Dla jasności, FLS nie zostanie jednak całkowicie zlikwidowany, lecz zmodyfikowany, a wiele z jego elementów, np. Home to Buy, wciąż ma się dobrze…
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ci, którzy zainwestowali w spółki giełdowe lub są zwolennikami jakiegokolwiek hipnotycznego interwencjonizmu stwierdzą, że spadki spowodowane są zakończeniem interwencji państwa. Należy zatem albo program przywrócić albo powołać nowy, który bardziej precyzyjnie będzie stymulował gospodarkę. Ludzie ci popełniają jednak błąd – widzą związek przyczynowy tam, gdzie go w istocie nie ma.
Obecnie mamy do czynienia z wieloma programami interwencyjnymi rządów oraz banków centralnych. Najlepsze przykłady – działania Bank of Japan oraz amerykańskiej Rezerwy Federalnej, to dobrze ponad sto miliardów pustych dolarów, które światowa gospodarka musi przyjąć każdego miesiąca. Jeżeli zmiany w FLS prowadzą do takich konsekwencji na londyńskiej giełdzie, to jak wyobrazić sobie reakcję na wygaszanie działań po obu stronach Pacyfiku? Gigantyczne tąpnięcie, o ile kiedykolwiek nastąpi (a zapewne nastąpi, dokładnie wtedy, kiedy będziemy mieli do czynienia z zagrożeniem drastycznego wzrostu inflacji) będzie jednak nie efektem redukcji zaangażowania instytucji publicznych, lecz tego, że kiedykolwiek zaczęły się mieszać do biznesu.
Każda interwencja państwa powoduje wyrwanie gospodarki z jej fundamentów. Wzrost nie jest realny, lecz nominalny, pozorny. W ten sposób rządy, za cenę chwilowej stabilności, nakładają ogromne obciążenia na ludzi, którzy wynieśli ich do władzy. Rozsądny zarządca wie, kiedy spółka musi upaść. To cenna lekcja, która pozwala wyciągnąć wnioski na przyszłość. Tymczasem współczesna polityka to dyktatura kompletnych ignorantów, którzy zapominają o tym, że każdy dług trzeba kiedyś oddać.
W całej tej sytuacji jest jeden pozytyw. Jeżeli za wszystkie wymysły Keynes’a przyjdzie nam zapłacić, to powinniśmy spodziewać się nie korekty, lecz niekontrolowanego skoku w przepaść. O ile, dla społeczeństw to nie najlepsza informacja, dla inwestorów – już tak. W końcu na spadkach też można zarobić.
dr Maciej Jędrzejak