W USA czwartkowy handel miał duże znaczenie prognostyczne, bo najczęściej to właśnie w następnym dniu, a nie tuż po komunikacie, widzimy jak większość rynku reaguje (po przemyśleniu) na decyzje Fed. Przed sesją bykom pomagały w tworzeniu nastroju dwuprocentowe zwyżki indeksów na europejskich giełdach.

Jak zwykle w czwartek, w USA opublikowana została liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych złożonych w ostatnim tygodniu – złożono 252 tys. wniosków (oczekiwano 261 tys.). Średnia 4. tygodniowa dla tych danych wyraźnie spadła. To były bardzo mocne dane.

Pojawiły się też dane z rynku nieruchomości. Był to raport o cenach domów publikowany przez FHFA (wzrosły w lipcu o 0,5 % m/m) oraz raport o sprzedaży domów na rynku wtórnym (spadła w sierpniu o 0,9% m/m). Indeks wskaźników wyprzedzających (LEI) spadł w sierpniu o 0,2%.

Obozowi byków na Wall Street pomagały nie tylko nastroje przeniesione z Azji i z Europy, ale również pomagałą drożejąca ropa i słabszy dolar. Po przemyśleniu decyzji i komunikatu FOMC gracze doszli do wniosku, że mają dwa miesiące czasu, a to dla rynków sporo.

Jeśli chodzi o wybory prezydenckie to sondaże stały się nieznacznie dla Clinton lepsze (średnia przewaga o 2,1% - w zeszłym tygodniu minimum to było 0,9%). Z tego wynika, że giełdy zaczęłyby się tym martwić, gdyby Trump w oczach Amerykanów wygrał poniedziałkową debatę.

W tej sytuacji niespecjalnie dziwiło, że od początku sesji indeksy zyskiwał blisko jeden procent. Na rynku panował marazm. Na dwie godziny przed końcem sesji niedźwiedzie zaatakowały, ale nie odniosły sukcesu. Indeks S&P 500 zyskał 0,65% i praktycznie wrócił do obowiązującej w sierpniu linii konsolidacji, NASDAQ ustanowił nowy rekord wszech czasów, a DJIA praktycznie zanegował formację podwójnego szczytu. Rynek jest zadziwiająco mocny.

W czwartek na otwarciu sesji GPW nie zaskoczyła – podobnie jak na innych giełdach indeksy wzrosły. Mocniejszy od WIG20 był MWIG40, ale i WIG20 przesuwał się na północ. Daleko nie dotarł. Po dwóch godzinach zwyżki indeksów na innych giełdach zaczęły się zwieszać, a u nas zmniejszać. WIG20 nurkował tak szybko, że po kilku minutach zabarwił się na czerwono - i to mimo wzrostu cen akcji KGHM o ponad trzy procent oraz dobrego zachowania sektora bankowego.

Zawaliły się ceny spółek sektora energii. Powodem były znowu wypowiedzi polityków. W Sejmie minister energii Krzysztof Tchórzewski powiedział, że w ciągu kilku lat wartość nominalna spółek energetycznych SP wzrośnie o 50 mld zł.

Praktycznie oznacza to pozbawienie mniejszych akcjonariuszy dywidendy (lub drastycznie okrojenie), a budżet Państwa otrzymałby z tych spółek blisko 20 mld złotych podatku, co oczywiście drastycznie obniżyłoby ich wycenę. Dziwić tylko może to, że nie potaniały inne akcje z udziałem skarbu państwa, bo przecież kto powiedział, że dotknie to tylko spółki sektora energetycznego?

Taka różnica w zachowaniu (we Francji i w Niemczech wzrosty o około dwa procent, a u nas spadek WIG20 – bo MWIG zyskiwał) zachęciła przed południem do kupna akcji i indeks zaczął się podnosić i po południu zabarwił się na zielono. Rynek stopniowo odżywał. Dodatkowo pomógł fixing i nawet z taniejącym sektorem energetycznym udało się wypracować jednoprocentowy wzrost WIG20. Nadal klasą dla siebie był MWIG40 – zyskał 1,49%.

Dzisiaj to publikacje indeksów PMI mogą wpłynąć na zachowanie europejskich rynków. Potem zadecyduje początek sesji na Wall Street, gdzie może pojawić się lęk wysokości. W Polsce zobaczymy, czy gracze już nie będą dyskontowali ostrzeżenie ministra energii (plus dla byków), czy wprost przeciwnie uświadomią sobie, że ten sam problem może pojawić się na akcjach KGHM, PKO BP, czy PZU (plus dla niedźwiedzi). Prawdopodobieństwo obu scenariuszy jest równe.

Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Dom Inwestycyjny Xelion